Forum Forum Zakonu Sanctuary Jedis Strona Główna
Nomad'Tricon

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum Zakonu Sanctuary Jedis Strona Główna -> Zakonnicy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nomad
Wysłannik z Caluuli



Dołączył: 09 Sie 2006
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów


PostWysłany: Pią 12:52, 11 Sie 2006    Temat postu: Nomad'Tricon

1.Imie - Nomad

2.Nazwisko - Tricon

3.Wiek - 31 lat

4.Planeta Pochodzenia - Nar Shadda

5.Rasa - Zabrak

6.Komunikator :
a)GG Universal Comunicator - 1747412
b)e-mail - [link widoczny dla zalogowanych] , [link widoczny dla zalogowanych]

7.Specializacje :
- posługiwanie się mieczem świetlnym
- talent do różnych rzeczy związanych z walką

8.Dodatkowe zdolności :
- znajomość Alchemii
- dobry mechanik
- dobry pilot

9.Aspekty Mocy :
- Telekineza(Push/Pull , Strike)
- Skok(Force Leap/Jump)
- Telepatia(Telepathy)
- Zryw prędkości(Burst Of Speed)
- Czucie(Sense , Seeing , Farsight , Precognition)
- Rzut mieczem(Saber Throw)
- Bitewny Umysł(Battlemind)
- Leczenie(Heal)
- Sztuczka umysłu(Jedi Mind Trick)
- Wchłanianie(Absorb)
- Płaszcz Mocy(Force Cloack)
- Blokowanie Mocy(Force Block - w trakcie nauki)
- Aura Jedi(Jedi Aura)
- Rzut(Force Throw)

11.Od Kiedy w Zakonie - 11.07.2006r.

12.Stopień - Jedi Strażnik || Członek Rady

13.Zajmuje się w Zakonie - nauką od Mistrza , nauczaniem

14.Naucza - Azuro , Kazi

15.Jest uczniem - Mistrz Ping

16.Opis Miecza :

1 Miecz :
a) Części : bateria, obudowa , emiter, gniazdo krysztalu, aktywator, regulator gestosci i dlugosci ostrza , zaczep

b) Kryształ : Sherushur Żółty
*Kryształ dodatkowy : Kryształ Nomada

c) Obudowa : Windu_ep2

d) Opis Miecza : Miecz zbudowany na wzór miecza Mistrza Windu. Odpowiednio dopasowany oraz pokryty specialnymi wgłebieniami , które ulepszają zręczność posługiwania się tym mieczem.

2 Miecz :
a) Części : bateria, obudowa , emiter, gniazdo krysztalu, aktywator, regulator gestosci i dlugosci ostrza , zaczep

b) Kryształ : Mephite Agedan Zielony

c) Obudowa : Plo Koon saber

d) Opis Miecza : Miecz zbudowany na wzór miecz Mistrza Plo Koon'a.

Znane style :
- Shii Cho
- Makashi(In progress)
- Soresu
- Shien
- Juyo(In progress)


17.Historia :

Rozdział Pierwszy – „Narodziny i dziwne dzieciństwo.”

Moja Historia zaczyna się na dalekim księżycu zwanym Nar Shadda w podmiejskim szpitalu. Był to jedyny szpital w okolicy. W sali porodowej miało dokonać się moje wyjście na świat dzienny. Po stosunkowo długim porodzie ostatecznie udało się. Me ciało wydostało się z łona matki i ujrzało otaczający świat... a raczej na razie sale porodową. Najdziwniejsze było to, że istoty wokół mnie były bardziej zaskoczone niż uradowane. Jako noworodek nie wiedziałem co się dzieje. Moje dzieciństwo nie było normalne... nie było takie same jak u innych osób. Szybko się uczyłem, czasami udawało mi się zrobić tak, że przedmioty wokół mnie lewitowały. Przy natężeniu psychicznym przez przypadek udawało mi się niszczyć szklanki samym spojrzeniem. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, tak samo jak moi rodzice. Starałem się panować nad swoimi nienaturalnymi zdolnościami. Poszedłem do szkoły o dwa lata później niż inne dzieci ponieważ musiałem się nauczyć panować nad swoimi Mocami by nie zranić nikogo ani nie przestraszyć. Mój pobyt w szkole uważałem za udany, żadnych kłopotów... do czasu – ostatnia klasa. To była ona, jedna z żeńskiego gatunku Zabraków. Była przepiękna i zarazem miła. Nie raz chciałem z nią porozmawiać lecz nie miałem odwagi. Pewnego dnia chciałem wreszcie do niej podejść lecz widziałem jak jedni przedstawiciele gangu rozmawiali z nią i jeszcze jedną koleżanką. Nie wiedziałem o co chodziło lecz wyglądało groźnie... jedna osoba z gangu krzyczała na nią bardzo głośno po chwili podniosła rękę. Chciał uderzyć ją lecz zareagowałem impulsywnie. Chwyciłem jego rękę przed uderzeniem dziewczyny. Wszyscy byli zaskoczeni lecz szybko inny przedstawiciel grupy uderzył mnie w twarz i padłem na ziemię. Po chwili patrzenia na mnie, chłopcy uciekli krzycząc, że pożałuje tego. Nie wziąłem tego pod większą uwagę ponieważ takie rzeczy słyszałem nie raz z ust różnych istot, a i tak nic się nie stało. Większą uwagę zwróciło mi to, że dziewczyna postanowiła odwdzięczyć się za moją pomoc i opatrzyła moją twarz gdyż napastnik miał sygnet, który przeciął mi kawałek skóry. Po opatrzeniu wraz z dziewczynami poszedłem je odprowadzić...

Rozdział Drugi – „Dorosłość – Miłość czy Nienawiść ?”

Od incydentu, który wydarzył się w szkole minęły 2 lata. Właśnie zakończył się rok odkąd zacząłem spotykać się z młodą Zabraczką, którą uratowałem przed bandytami. Miała na imię Crystal. Tak jak mówiłem, spotykałem się z nią praktycznie codziennie. Wymienialiśmy swoje poglądy, zainteresowania, uwagi i inne rzeczy jak normalna para. W naszym związku nie było żadnych kłótni do czasu gdy odkryłem, że moje nadnaturalne zdolności nazywane są Mocą, nad którą panują Jedi. Parę dni od dowiedzenia się tego zacząłem trenować by stać się Jedi lecz robiłem to w tajemnicy gdyż tak naprawdę nikt na w naszym mieście nie lubił Rycerzy Jedi. Po roku... trenowania i ćwiczenia różnych technik stałem się jeszcze silniejszy i potężniejszy. Nie mówiłem o tym nikomu, nawet Crystal o tym nie wiedziała. Pewnego dnia gdy szedłem ulicą widziałem pewną osobę. Wydawała mi się dziwna... nagle ktoś strzelił koło niej z blastera. Zobaczyłem jak postać zraniona upadła, a nad nią paru mężczyzn z gangu którego spotkałem wcześniej i ta sama osoba, którą powstrzymałem przed uderzeniem Crystal. Zobaczyłem jeden pręt niedaleko mnie. Chwyciłem go i biegłem na grupkę. Dzięki użyciu Mocy odepchnąłem dwóch innych mężczyzn, które były ze znanym mi oprychem, ostatecznie prętem uderzyłem napastnika, który stał. Oni przestraszeni znowu uciekli. Widać, że bandyta którego znałem rozpoznał mnie lecz nie przejmowałem się tym zbytnio. Popatrzyłem na rannego człowieka i sprawdziłem puls. Nadal żył... podniosłem go i wziąłem na plecy. Przyniosłem go mego domu... wraz z rodziną opatrzyliśmy go i nakarmiliśmy. Osobnik miał imię HeFFron Vondar. Był Jedi, dlatego chcieli go zabić...
- skoro jesteś Jedi... czemu ich nie powstrzymałeś ? Masz Moc przecież – spytałem się go
- Niestety zostałem zraniony przez walką i nie mogłem się skupić – odparł
- Widzę, że i ty jesteś czuły na Moc – powiedział do mnie...
- Tak, owszem jestem czuły na Moc ale to niczego nie zmienia
- Zmienia i to wiele młody Zabraku...
Nie wiedziałem czemu ale nie otwierał oczu. Wyglądał już na zdrowego i pełnego sił lecz nie chciał otworzyć oczu. Poprosił mnie o rozmowę w cztery oczy. Wyprosiłem rodziców ponieważ i tak nie rozumieli o czym rozmawialiśmy. Otworzył oczy... byłem zaskoczony. Wyglądał na człowieka, ta sama anatomia, ten sam wygląd, a oczy... czerwone. Bardzo dziwne.
- Powiedz, czy chciałbyś zostać Jedi i polecieć ze mną? – spytał Jedi
- Nie, nie chce zostać Jedi. Co prawda nauczyłem się tego i owego lecz to tylko dla obrony własnej. – odparłem na jego pytanie.
- Cóż... szkoda... tak czy inaczej zabawie na tym księżycu jeszcze. Gdybyś zmienił zdanie będę w kantynie Zaxa.
- Wątpię, że zmienię lecz dobrze wiedzieć. – uśmiechnąłem się.
Dziwny Jedi zabrał swoje rzeczy i wyszedł z domu. Zastanawiałem się nad jego propozycją przez kilka dni lecz ostatecznie postanowiłem, że zostanę. Mam pracę, mam rodzinę, mam dziewczynę którą kocham. Niczego więcej nie potrzebowałem. Przez dwa tygodnie żyłem nadal torem swego dotychczasowego życia. Pewnego dnia z pracy szedłem do domu i już coś mi nie pasowało.. coś przeczuwałem lecz nie przejmowałem się tym. Doszedłem do domu. Wszystko było dobrze, rodzinne spotkanie, obiad, spędzanie razem czasu. Było wprost wyśmienicie. Pod wieczór usłyszeliśmy hałas, byli to żołnierze Imperium. Wdarli się do domu i zaczęli strzelać. Wybili prawie całą moją rodzinę. Do salonu wtargnął ktoś... ktoś bardzo potężny i czułem od niego potęgę Ciemnej Strony Mocy. W salonie została tylko Crystal i moja matka oraz ojciec. Spytał się ich gdzie ukryli Jedi, który był widziany u nas w domu. Mówili prawdę, że nie wiedzieli gdzie on teraz jest. W tym czasie byłem w kuchni przytłoczony szafką i udawałem, że nie żyje. Szturmowcy nabrali się na to i sądzili, że naprawdę nie żyje. Otworzyłem prawe oko i zobaczyłem właśnie jak obca postać rozmawia z pozostałością po mojej rodzinie. Po chwili wyciągnął z kabury miecz świetlny. Włączył go i jednym ruchem zabił Crystal i moich rodziców. Chciałem wtedy krzyknąć i wstać by go zabić lecz nie zrobiłem tego gdyż nie mogłem podnieść szafki, która na mnie leżała. Czułem gniew, nienawiść – nie umiałem się powstrzymać lecz z góry spadła drewniana kłoda, która uderzyła mnie w głowę i straciłem przytomność. Gdy się obudziłem byłem opatrzony i w jakimś pokoju. Po chwili zobaczyłem Jedi przez którego moja rodzina została zabita. Panował mną smutek po utracie rodziny oraz ukochanej osoby. To przemieniło się w złość i nienawiść na samym Jedi ponieważ gdybym go nie spotkał to wszyscy by żyli lecz on napoił mi różne prawdy życia, które pomogły mi się otrząsnąć. Postanowiłem wraz z HeFFronem Vondarem podróżować po galaktyce i stać się Jedi...

Rozdział Trzeci – „Trening, trening i jeszcze raz trening.”

Polecieliśmy na planetę Rhen Var by rozpocząć mój trening. Planeta charakteryzowała się wyludnieniem ponieważ nie było tam dobrego ukształtowania terenu oraz niska temperatura nie pozwalały by zasiedlić się. Planeta była pokryta śniegiem. Wiele stworzeń, które były bardzo niebezpieczne zamieszkiwały tereny owej planety. Wraz z HeFFronem polecieliśmy w sektor 39-B gdzie zacząłem trenować i uczyć się jego nauk. Był bardzo dobrym i mądrym nauczycielem. Dni... tygodnie.. miesiące, a nawet lata mijały i praktycznie codziennie trenowałem. Nadal we mnie była ta chwila, postać i moi rodzice oraz Crystal. Nie mogłem o tym zapomnieć i nadal chciałem się zemścić. Intensywne treningi zajmowały mi cały czas... po latach treningu mój Mistrz powiedział, że odlatujemy z Rhen Var i będę wraz z nim wykonywał zadania dla Republiki.

Rozdział Czwarty – „Jestem silny... lecz czy to wystarczy na zemstę ?”

Polecieliśmy na Endor. Planeta rozległych lasów i terenów pokrytych przeróżną roślinnością. Stacjonowała tam jedna z większych baz Republiki skąd HeFFron Vondar dostawał zadania. Wylądowaliśmy i od razu ruszyliśmy do centrum dowodzenia całej placówki po misje. W głównym budynku spotkaliśmy rodianina imieniem Kosheen Ynuarax. Namawiał mego Mistrza do powrotu do Zakonu zwanego Sanctuary Jedi’s lecz ten mówił, że niema dla niego tam już miejsca. Później oczywiście po drodze pytałem się go co to za Zakon oraz czemu powiedział, że niema tam już dla niego miejsca. Odpowiedział mi tylko, że poznam na to odpowiedź w swoim czasie. Po w miarę długiej drodze doszliśmy do wielkich drzwi. Otworzyły się, a za nimi stał Generał Grad Hamond. Podał Mistrzowi datapad ze wszystkimi danymi misji. Mieliśmy znaleźć szpiega republiki na Tatooine. Mieliśmy namiary oraz dane osobiste. Polecieliśmy tam... mój Mistrz już na samym początku wyczuwał coś złego... coś co się stanie nie po jego myśli i stało się. Gdy przybyliśmy do miasta w którym mieliśmy znaleźć owego szpiega. Znaleźliśmy tylko zgliszcza i liczną liczbę ciał mieszkańców. Pierwszy raz widziałem tak wielu zabitych. Po zgliszczach Mistrz rozpoznał Imperium lecz mówił, że zauważył również rany od miecza świetlnego. Zastanawiałem się kto to może być, Jedi ? raczej nie... więc stawiałem na Sitha lecz nie pasowało mi odrobinę to z paru powodów. Ostatecznie szliśmy dalej i zobaczyliśmy jednego żywego kel dora. Podeszliśmy do niego i powiedział nam, że Imperium poszukiwało szpiega Republiki po którego przyszliśmy. Po chwili zmarł. HeFFron skoncentrował się i wyczuł grupę szturmowców oraz skupisko Ciemnej Strony w jednej osobie. Ostatecznie wyczuł konającego szpiega. Po chwili przemyślenia całej sytuacji ruszyliśmy w stronę grupy. Najpierw spotkaliśmy dwóch szturmowców. Mistrz podszedł do nich i uderzył kątem ręki w kark pod hełmem i zemdleli. Po wyjrzeniu zza skały czekała ośmioosobowa grupa żołnierzy. Chciałem rzucić się w nich i zabić wszystkich lecz Mistrz przytrzymał mnie i popatrzał w dół. Zdziwiłem się... nie wiedziałem o co chodzi. Popatrzałem tam gdzie HeFFron, a tam koło mojej ręki leżał granat. Chwyciłem granat, odpaliłem i rzuciłem wprost między nich. Po wybuchu wszyscy leżeli. Niestety głośny dźwięk wybuchu sprowadził do nas skupisko Ciemnej Strony Mocy. Stał naprzeciwko nas w czarnym kapturze i z mieczem w ręku. Wydawał mi się znajomy. Miecz, ubranie, styl chodu. Pamiętałem go! – tamten dzień... Nar Shadda, dom, rodzina... wzburzył we mnie ogromny gniew i chęć ZEMSTY. Owa postać w ogóle się do nas nie odezwała. Włączyłem miecz, a przeciwnik zrobił to samo. HeFFron patrzył na mnie i widział moją twarz – gniew, nienawiść, wszystkie negatywne uczucia rządziły mną w tamtej chwili. Napastnik cisnął Mistrza w głaz i uderzył się w głowę, co za tym idzie stracił przytomność. Popatrzyłem chwile na moje ręce, całe się trzęsły, do końca nie wiedziałem czemu. W swoim umyśle miałem tamte wydarzenie, postać zabiła moją rodzinę. Zacisnąłem mocno pięści i rzuciłem się na niego. Pora było sprawdzić czego się nauczyłem. Walczyłem z całych sił, gniew dodawał mi Mocy. Napastnik ledwo co się bronił. Ostatecznie zraniłem go w kilku miejscach. Niestety gniew wysysał szybko ze mnie siłę fizyczną. Już po paru minutach walki byłem zmęczony. On wykorzystał to i nacierał. Dzięki chęci zemsty miałem siłę, która mogłem pokonać odwiecznego wroga. Sam zostałem zraniony w kilku miejscach. Gdy walczyliśmy niektóre kamyki lewitowały wokół nas. Ostatecznie powalił mnie na ziemie. Przystawił miecz do mego karku, po chwili odchylił trochę miecz w lewo i już chciał mnie zabić lecz Mistrz wstał i zablokował atak. Niestety po tym został odepchnięty nogą i po upadku prawdopodobnie złamał nogę. Sith nie chciał dokończyć dzieła i uciekł. Po uporaniu się z uczuciami podniosłem Mistrza, który oparł się na mnie gdyż nie mógł swobodnie chodzić. Po przejściu paru metrów zobaczyliśmy, że szpieg nie żyje. Po wszystkim wróciliśmy do statku i odlecieliśmy z Tatooine...

Rozdział Piąty – „Droga Jedi? Mam już tego dość!”

Przybyliśmy na Endor. Mistrz po powiedzeniu wszystkiego Generałowi musiał udać się do szpitala by opatrzyli mu nogę. Miał siedzieć około miesiąca w szpitalu. Na jego nodze był przyczepiony specjalny zbiornik z bactą, która leczyła złamanie. Podczas tego dokształcałem się w wiedzy i siedziałem przy Mistrzu w sali. Po dwóch dniach przemówił do mnie.
- Czemu poddałeś się zemście Nomadzie ? – spytał się.
- Jakbyś się czuł, gdyby ktoś zabił całą twoją rodzinę i ludzi, których kochałeś, nawet rodziców? – odparłem na to.
- Nie poddawaj się takim uczuciom. Prowadzą one do Ciemnej Strony...
- Nie próbuj zachowywać się tak jakbyś wszystko wiedział!
- Ja praktycznie nie miałem nikogo w swoim życiu, kogo mogłem kochać czy współdzielić życie...aż...
- Niedoświadczenie tego uczucia, a doświadczenie i stracenie go to całkiem dwie różne rzeczy.
- aż... spotkałem ciebie. Myślałem, że cię tam stracę po tym jak straciłem przytomność.
Zamurowało mnie, wtedy już nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. Rzuciłem książką, która akurat czytałem i wybiegłem z sali. Wybiegłem z budynku i wdrapałem się na jedno z wyższych drzew. Rozmyślałem nad wszystkim. Tamtym dniem, dzisiejszym dniem i całym moim przebytym życiu. Postanowiłem rzucić drogę Jedi gdyż nie przygotowało mnie to na tyle na ile podejrzewałem! Nie mogłem dokonać zemsty gdyż byłem za słaby. Przez parę tygodni nie pokazywałem się w szpitalu lecz przy końcu leczenia przybyłem. Mistrz został wypisany i powiedział, że mamy bardzo niebezpieczną misję. Musieliśmy polecieć na Geonosis gdzie toczyła się walka pomiędzy Imperialnymi Droidami, a Żołnierzami Republiki. Pomyślałem, żeby na razie nie mówić HeFFronowi o moich planach ponieważ chciałem wziąć udział na polu bitwy. Poszliśmy do hangaru i po diagnostyce statku odlecieliśmy na Geonosis...

Rozdział Szósty – „Piach, dźwięk, krew, gniew i uczucia, dzięki którymi mogę stać się silniejszy.”

Wylądowaliśmy na Geonosis, walka się toczyła. Wylądowaliśmy przy jednej z baz stacjonarnych. Miałem zostać w obozie, a Mistrz rozmawiał z dowódcą eskadry. Z pobliskiego namiotu słyszałem krzyki umierających żołnierzy. Spojrzałem na nich kątem oka. Byłem odrobinę przerażony co do mojego udziału w bitwie. Nie chciałem skończyć tak jak oni lecz nie miałem na to czasu. Już po chwili przybył Mistrz i kazał wsiąść na skuter dalekobieżny oraz polecieć wraz z nim do następnej bazy gdzie toczy się walka. Tak więc zrobiłem, jechaliśmy jak najszybciej. Skutery ledwo wyciągały maksymalną prędkość lecz nie mieliśmy czasu do stracenia. Ostatecznie dotarliśmy na miejsce. Walka toczyła się zawzięcie i niekorzystnie dla żołnierzy Republiki. Piach przysłaniał im wizjery i nie mogli widzieć przeciwnika. Droidy natomiast miały skanery i z łatwością mogły wyśledzić żołnierzy. Niestety my mieliśmy podobny problem. Piach przysłaniał cały horyzont. Widzieliśmy tylko kolory strzałów. Mistrz zaproponował żebyśmy posłużyli się zmysłami. Tak więc zrobiłem, skoncentrowałem się i już wiedziałem gdzie kryje się wróg. Wybijaliśmy co nowego droida. Nie było to łatwe w takich wielkich grupach. Po paru godzinnej obronie bazy udało nam się ją utrzymać. Mistrz podszedł do dowódcy grupy i spytał się jaka jest sytuacja. Powiedział, że jego grupa oraz dwie inne zostały wybrane do ataku na działa jonowe, które stacjonowały dość daleko. Mistrz zaproponował pomoc, dowódca się zgodził. Wraz z oddziałami ruszyliśmy do ataku. Wszyscy pokazywali swój patriotyzm i chęć do walki za swoją ojczyznę. Nigdy nie widziałem tak wielu ludzi chcących zrobienia tego samego. Ich krzyk i odwaga dodawały mi otuchy. Postanowiłem walczyć wraz z nimi z takim samym zapałem. Niestety zaczynał znikać kiedy działa jonowe niszczyły towarzyszące nam oddziały. Jeden strzał działa jonowego wystarczał na co najmniej dziesięciu żołnierzy. Powoli się zbliżaliśmy do położenia dział lecz było nas coraz mniej. Coraz bardziej traciłem wiarę na zniszczenie chociaż jednego działa, podczas przejścia ponad połowy drogi do dział jonowych zdałem sobie sprawę, że nie przeżyje tej bitwy. HeFFron dodał mi wiary gdy zwrócił się ku mnie i powiedział, że wszystko będzie w porządku lecz tak nie było. Gdy Mistrz obrócił się i stracił wgląd na sytuację koło niego uderzyło jedno z pocisków. Dzięki fali uderzeniowej odleciał i uderzył bardzo mocno w skałę. Byłem przerażony sytuacją. Wróciłem się i podbiegłem do skały w którą uderzył Mistrz. Leżał tam konający. Podszedłem do niego i trzymałem jego dłoń. Konał na moich oczach, to był straszny widok... i wtedy powiedział...
- Nomadzie, zemsta której chcesz dokonać nie może być twoim celem. Zapamiętaj, nigdy nie będziesz sam.. – po chwili zmarł.
Gdy mój Mistrz, HeFFron Vondar, zmarł na moich oczach. Rozpacz rządziła moim ciałem. Draaillian, którego darzyłem uczuciem przyjaźni od czasu gdy zabito moją rodzinę – również zmarł. Rozpacz przeistoczyła się w gniew i nienawiść. Znowu chciałem dokonać zemsty! Tym razem działa jonowe były moim celem. Dzięki gniewowi i nienawiści czułem potęgę, potęgę dzięki której mogłem dokonać zniszczenia tych dział. Biegłem ile sił w nogach i dołączyłem do pozostałości oddziałów. Biegliśmy wszyscy, pociski nie mogły już nas dosięgnąć ponieważ byliśmy za blisko. Rozpoczęliśmy atak, szturmowcy i żołnierze Imperialni padali jak muchy z rąk mego miecza jak i również broni żołnierzy Republiki. Gniew, złość, nienawiść dodawały mi Mocy i sił do walki. Poprzez cięcia mieczem świetlnym niszczyłem działa jonowe. Po zniszczeniu ich na płaskowyżu istniały jeszcze trzy działa na wyższym poziomie skalnym. Skupiłem swój cały gniew by podnieść trzy ogromne kamienie. Rzuciłem nimi w działa, które po tym rzucie zostały zniszczone. Niestety po tym wszystkim czułem tylko zmęczenia ciała i umysłu. Musiałem odpocząć. Wszyscy triumfowali ze zwycięstwa. Po chwili przyleciał statek transportowy z dwoma Mistrzami Jedi, który składali dzięki za to, że udało się nam zniszczyć te działa. Nie obchodziły mnie podziękowania i ich zaszczyty. Rzuciłem miecz świetlny pod ich stopy i odszedłem. Miałem dość bycia Jedi i chodzeniem ich drogą...

Rozdział Siódmy – „Spokojne życie... lecz czy na pewno ?”

Poleciałem na piękną planetę Naboo. Zielone tereny planety dodawały spokoju. Nikt tu nie żył w pośpiechu. Świetne miejsce dla spokojnego życia bez przemocy. Znalazłem pracę w podrzędnym warsztacie w mieście Shad Naar. Dzięki umiejętności mechaniki, która pozyskałem podczas szkolenia na Jedi pozwalały mi wywiązywać się z obowiązków. Mieszkałem w hangarze z częściami. Nie miałem za dużo pieniędzy, a warunki były podobne do tych jakie miałem na Nar Shadda. Z biegiem czasu warsztat miał lepszą reputacje i moje zarobki powiększyły się do tego stopnia, że mogłem kupić sobie dom nad jeziorem. Po dłuższym czasie w warsztacie mój szef zatrudnił dziewczynę do recepcji. Była to Zabraczka, która nazywała się Lorie. Zadurzyłem się w niej. Moje stosunki w sprawach porozumiewania się były słabe więc miałem trudności z rozmawianiem z nią o różnych rzeczach. Z biegiem czasu sprawy przynosiły ciekawy obrót. Zacząłem się spotykać z Lorie i widać, że czuliśmy do siebie to samo. Staliśmy się parą. Po paru miesiącach niestety nadszedł dzień na poznanie jej rodziców. Jak dla każdego mężczyzny to nie jest zbyt przyjemne doświadczenie, a w moim przypadku jeszcze bardziej. Polecieliśmy do domu Lorie. Był to dość duży dom w odosobnieniu od większych miast. Panowała tam cisza i spokój. Pierwszy raz byłem w takim miejscu. Weszliśmy do środka i już od razu rodzina Lorie mnie witała. Ojciec, matka oraz brat, wszyscy powitali mnie bardzo gorąco i miło. Przypomniały mi się czasy mojego dzieciństwa i dorastania. Tak czy inaczej, spędziliśmy miło ten czas oraz dzięki temu pobytowi jeszcze bardziej zbliżyłem się do Lorie emocjonalnie. Minęło 1,5 roku od rzucenia szkolenia Jedi. Powodziło mi się dobrze, zaznałem spokój. Pewnego dnia gdy pracowałem w warsztacie usłyszałem krzyki uciekających ludzi. Wybiegłem z warsztatu i spytałem się jakiegoś rodianina co się dzieje. On odpowiedział, że to Imperium atakuje. Byłem zaskoczony, że Imperium zaatakowało Naboo chociaż spodziewałem się tego trochę później. Kazałem Lorie lecieć do swojego domu. Był dość dobrze ukryty i mało kto by go odkrył. Ja pobiegłem do domu po moje wibroostrze, które ostatnio kupiłem. Dodałem do niego specjalne usprawnienia. Chwyciłem broń i chciałem pomóc żołnierzom Naboo. Oni się zgodzili gdyż potrzebowali każdej pomocy. Nie było co się rzucać na otwartą walkę gdyż nie poradzilibyśmy sobie z ich przewagą liczebną. W sektorze mieszkalnym urządziliśmy zasadzkę. Wszyscy żołnierze i ja również byliśmy ukryci na dachach domów z e-11 w rękach. Ostatecznie przybyli. Oddział szturmowców przechodził przez sektor. Gdy nadszedł czas zaatakowaliśmy. Nie wyszedłem z prawy strzelania i udało mi się zabić wiele żołnierzy. Dzięki tej zasadzce zniszczyliśmy jeden cały oddział żołnierzy Imperium. Niestety nasza radość trwała krótko. Trzech wysłanników wskoczyło na dach i włączyli miecze świetlne o czerwonym kolorze ostrza. Wiedziałem, że to Sithowie lecz ja miałem tylko wibroostrze i wątpiłem czy sobie poradzę. Policja z Naboo nie traciła wiary. Strzelała w napastników całymi seriami lecz to nic nie dało. Pociski odbijały się od mieczy i trafiały do swoich właścicieli. Później nieznajomi zabrali się do pracy i wyżynali po kolei żołnierzy. Zostałem tylko ja. Chwyciłem mocno wibroostrze i czekałem na atak. Skupiłem się bardzo mocno i przypomniałem sobie w parę sekund wszystkie nauki Mistrza HeFFrona. Przyjąłem postawę i czekałem na ich atak. Ruszyli wszyscy trzej. Pierwszy zaatakował z góry. Zrobiłem unik w prawo i ostrzem przeciąłem napastnika. Drugi atakował z lewej. Odskoczyłem w miarę wysoko do góry. Podczas salta w tył ostrzem zahaczyłem o głowę drugiego napastnika. Padł nieżywy. Trzeci zaatakował z prawej. Udało mi się uniknąć jego ciosu lecz już raptem szykował się drugi atak. Atakował jakby wpadł w szał, chciał mnie koniecznie zabić. Wykorzystałem jego zapał przeciw jemu. Poprzez szybkiemu ruchowi w lewo udało mi się uniknąć jego ciosu i miał odsłonięte plecy. Zaatakowałem, a tamten padł. Wziąłem dwa miecze napastników na wszelki wypadek i ruszyłem w stronę domu rodziny Lorie. Miałem złe przeczucia. Po paru godzinach wędrówki przez lasy i góry udało mi się dojść do ich domu. Niestety moje obawy potwierdziły się. Dom był zniszczony, widać było wgniecenia i ślady strzałów blastera oraz nawet wgniecenia po granatach. Po cichu wkradłem się wnętrza domu. Po cichu likwidowałem coraz to kolejnych żołnierzy. Po oczyszczeniu domu został mi tylko salon. Otwarłem drzwi i widziałem znowu tą osobę, która zabiła moją rodzinę. Pod nim leżały martwe ciała rodziny Lorie. Byłem zaskoczony i zdruzgotany. Nie umiałem się ruszyć. Nagle tyle wspomnień oraz emocji uderzyło w mój umysł. Było tego stanowczo za dużo. Przez kilka minut stałem sparaliżowany i przed oczami widziałem obrazy spędzania czasu z Lorie oraz z jej rodzicami i bratem. Krzyknąłem by rozładować połowę emocji. Niestety, to praktycznie nic nie dało. Moje emocje wzięły górę nad racjonalnym myśleniem. Zmieniłem się nie do poznania. Byłem spokojny i opanowany lecz w głębi miałem tyle gniewu jakiego nigdy nie doświadczył chyba każdy człowiek. Chwyciłem wibroostrze i ruszyłem na osobnika w czarnym płaszczu. Walczyłem z nim całą moją siłą fizyczną oraz psychiczną. Po pierwszym starciu salon był zdewastowany naszymi poczynaniami podczas walki. Wykopnąłem napastnika wysoko i użyłem Mocy by wynieść go na zewnątrz. Tam walka zatrzymała się i napastnik przemówił :
- Odbiorę ci wszystko czego się dotknąłeś i co kochałeś bo ja nigdy tego nie doświadczyłem, mały bracie!

Rozdział Ósmy – „Prawda czy Kłamstwo ?”

Byłem zaskoczony. Człowiek, który odebrał mi wszystko był moim bratem ? Nie mogłem w to uwierzyć. Po chwili odsłonił kaptur i zobaczyłem Zabraka bardzo podobnego do mnie. Nic nie rozumiałem z tego. Przecież gdybym miał brata rodzice powiedzieliby mi o tym lecz chyba tak się nie stało...
- Jeżeli jesteś moim bratem, jak masz na imię i czemu cię nie znam ? – zapytałem
- Jestem Sariel, zapamiętaj to imię bliźniaku. – odpowiedział
- Czemu cię nie znam ? Czemu nasi rodzice nic o tobie mi nie powiedzieli ?
- Ponieważ się mnie bali! Byłem już jako małe dziecko zbyt potężny. Pamiętasz czemu na ciebie patrzyli się tak dziwnie po porodzie ? Ponieważ byłeś bardzo podobny do mnie lecz nie miałeś tej Mocy jaką ja miałem i nadal jej nie masz! Gotuj się na śmierć!
Czułem, że mówił prawdę. To co powiedział bardzo mnie zaskoczyło lecz to nie zmieniało faktu, że zabił wszystkie osoby na których mi naprawdę zależało. Byłem gotów zabić własnego brata by dokonać wreszcie zemsty. Zaczęliśmy walkę, co dziwne był jeszcze silniejszy niż wcześniej. Wybił moje wibroostrze z dłoni i przystawił ostrze miecza świetlnego mi pod twarz. Szybko używszy Mocy przyzwałem miecz, który zdobyłem po walce z Sithami w sektorze mieszkalnym i wybiłem jego miecz. Przystawiłem mu wtedy ostrze pod gardło, uciekał lecz go dopadłem kopiąc go i upadł. Przystawiłem mu jeszcze raz ostrze i już chciałem się skończyć to lecz brat wyraził skruchę. Jak głupi mu uwierzyłem. Podczas mojej nieuwagi przyzwał drugi miecz z mojego paska i zadał śmiertelny cios. Po czym uciekł...a ja straciłem przytomność...

Rozdział Dziewiąty – „Nigdy już nikomu nie zaufam.”

Obudziłem się w szpitalu. Okazało się, że jeden z patroli zauważył mnie i zawieźli na salę intensywnej terapii. Po dwóch miesiącach wyzdrowiałem. Zrozumiałe, że nie opłaca się już nikomu ufać gdyż to i tak stracę. Drugim powodem nieufności była scena bratowej skruchy. Postanowiłem, że nikomu już nigdy nie zaufam. Postanowiłem również trenować w samotności by stać się na tyle silnym i potężnym by wreszcie zabić Sariela. Niestety, rada Jedi dowiedziała się o moich poczynaniach podczas wojny na Naboo i wezwała do siebie. Poprosili mnie bym wykonał ostatnią misję, która miała powiązania z moim starym Mistrzem HeFFronem Vondarem. Miałem polecieć na Dagobah gdzie rzekomo przebywał syn HeFFrona i sprowadzić go na Endor gdzie miał rozpocząć trening na Jedi. Zgodziłem się na to ze względu na mego starego przyjaciela, a nie prośby rady. Poleciałem tam, niestety podczas lotu mój statek doznał uszkodzenia i rozbiłem się na planecie zwanej Asmeru. Po analizie jakiej dokonał mój astrodroid niestety leciałem za blisko tej planety ponieważ pole grawitacyjne planety było bardzo duże. Ledwo co się poruszałem, nie mówiąc już o skakaniu. Niestety nie mogłem wrócić gdyż mój statek był niezdatny do użycia. Nie miałem również dość siły mentalnej by skontaktować się z radą na Endorze. Postanowiłem wykorzystać mój pobyt i rozpocząłem samotny trening wśród niegościnnie suchej, skalistej i pustynnej planecie. Trening był o wiele cięższy przez siłę grawitacyjną planety lecz dzięki temu zyskiwałem większe postępy. Z biegiem czasu moja siła jak i siła psychiczna stały się ogromne na tyle bym mógł skontaktować się telepatycznie z radą na Endorze. Tak też uczyniłem. Po paru dniach przybył ratunek i zabrali mnie na Endor. Powiedziałem im, że chce wyruszyć na Dantooine. Nie mogli mnie powstrzymać. Poleciałem na Dantooine gdzie znajdował się Zakon Sanctuary Jedi’s. Chciałem dołączyć do nich ponieważ tylko oni byli warci mego zainteresowania...

Autor : Nomad Tricon


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum Zakonu Sanctuary Jedis Strona Główna -> Zakonnicy Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Digital Dementia © 2002 Christina Richards, phpBB 2 Version by phpBB2.de
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
 
Regulamin